Zaliczenie z komunikacji społecznej
Kilka słów wyjaśniających do tych, którzy tutaj zaglądają w sprawie drewna lub nie tylko :)
Dlaczego ten post jest pisany normalnie?
Ano dlatego, że człowiekowi, jak się okazuje, doktorat to często mało i musi się dalej dokształcać. W związku z tym podjęłam kolejne studia podyplomowe i....
Studia techniczne, to z jednej strony ogrom specjalistycznej wiedzy, a z drugiej strony zdecydowanie za mało jeśli idzie o kontakty międzyludzkie.
Wybaczcie mi proszę. Ten post jest właśnie dlatego, że muszę zaliczyć pewien przedmiot, a ściślej mówiąc przedmiot o nazwie komunikacja społeczna, a temat tego postu był zadany i jest wliczany do oceny na zaliczenie :) Trzymajcie kciuki :)
Post dotyczy spraw zdecydowanie 'nie tylko' :) i możecie po prostu się szybko rozłączyć, albo pokomentować pewne informacje razem ze mną :)
_______________
Praca domowa :)
Zdań kilka do pani prowadzącej wykłady (jedna strona oraz druga strona www):
Pani Doktor, mam nadzieję, że tym sposobem wykażę, iż posiadam umiejętność w komunikowaniu się z innymi osobami za pośrednictwem współczesnych mediów, a dokładniej przez blog. Wiem, że prosiła Pani, żeby założyć blog wykorzystując aplikację wordpress.com. Jednak uważam, że zakładanie bloga tylko po to, żeby umieścić w nim jeden, ewentualnie tylko trzy wpisy mija się z celem. Dlatego swoje przemyślenia, o które Pani prosi, zamieszczam na blogu, który już prowadzę od dość dawna i liczę na to, że moi stali czytelnicy mi to wybaczą, bowiem blog dotyczy zupełnie innej tematyki. Prowadzę również blog na wodpress'ie jednak znowuż tam, dzisiejszy post zupełnie mi nie pasuje. Tutaj czytelnicy już się spotkali z moimi różnymi uwagami. Czasami odbiegam od tematu. Tam natomiast bardzo mocno trzymam się myśli przewodniej. Tam to znaczy tutaj: http://torfowisko.wordpress.com i oczywiście zapraszam Panią do lektury :)
Przechodzę do sedna.
Do odrobienia pracy domowej zabrałam się w ten sposób, że na początek przemyślałam sprawę, gdzie ten post umieścić, potem napisałam powyższy wstęp, a teraz zabieram się za oglądanie filmów w takiej kolejności, jak umieszczone są linki na Pani stronie.
Spostrzeżenia do filmu nr 1:
Hmmm. Przede wszystkim chciałam przeprosić. Marudziłam przy zadawaniu pracy domowej, ponieważ i tak na brak obowiązków nie narzekam. Jednak ten film, a właściwie słowa, które tam padły trochę mnie poruszyły. W trakcie oglądania zauważyłam, że Ken Robinson odniósł się do kilku rzeczy, które dotyczą mnie bezpośrednio:
Spostrzeżenia do filmu nr 2:
Komentarz będzie krótki. W pracy muszę się zajmować nauką, więc dążenie do sprawdzania rzeczy niemożliwych nie dziwi mnie wcale. Nie dziwi mnie też, że to co niemożliwe okazuje się możliwe. A już w ogóle nie dziwi mnie to, że dzieci same się edukują. Dzieci są fantastyczne i ich naturalną potrzebą od samego urodzenia jest ciekawość i poznawanie świata. Dzieci mają otwarte umysły i chłoną wiedzę jak gąbka, tylko umiejętnie trzeba ją podać, nawet taką wiedzę bardzo zaawansowaną. Po obejrzeniu tego filmu (i wcześniejszego) mam dwa życzenia, żeby taki system nauczania, skoro daje tak dobre rezultaty objął jak największą ilość dzieci, bo wśród nich są geniusze, i żeby ten system nie zabił w nich kreatywności.
Spostrzeżenia do filmu nr 3:
Cóż, krótko wypowiadając się na temat poprzedniego filmu, myślałam, że przy trzecim się rozwinę. Tutaj mam tylko do powiedzenia (szczerze napiszę): jak dla mnie to zupełnie nic nie warte bzdury. Chociaż proszę nie myśleć, że dystansuję się od przyrody. Wręcz przeciwnie życie w zgodzie z przyrodą i słuchanie jej jest jednym z najważniejszych czynników gwarantujących jak najdłuższe przetrwanie ludzkości.
W związku z tym okazuje się, że teza, że system edukacji wywołuje największe emocje, wypowiedziana w pierwszym filmie, jest prawdą. Na moim przykładzie, na powyższych moich opiniach - ich objętości - widać to doskonale :)
____________
Tym moim poczytywaczom, co wytrwali do końca, oczywiście również Pani Doktor, baaardzooo dziękuję i wyrażam nadzieję, że nie zanudziałam :)
Dlaczego ten post jest pisany normalnie?
Ano dlatego, że człowiekowi, jak się okazuje, doktorat to często mało i musi się dalej dokształcać. W związku z tym podjęłam kolejne studia podyplomowe i....
Studia techniczne, to z jednej strony ogrom specjalistycznej wiedzy, a z drugiej strony zdecydowanie za mało jeśli idzie o kontakty międzyludzkie.
Wybaczcie mi proszę. Ten post jest właśnie dlatego, że muszę zaliczyć pewien przedmiot, a ściślej mówiąc przedmiot o nazwie komunikacja społeczna, a temat tego postu był zadany i jest wliczany do oceny na zaliczenie :) Trzymajcie kciuki :)
Post dotyczy spraw zdecydowanie 'nie tylko' :) i możecie po prostu się szybko rozłączyć, albo pokomentować pewne informacje razem ze mną :)
_______________
Praca domowa :)
Zdań kilka do pani prowadzącej wykłady (jedna strona oraz druga strona www):
Pani Doktor, mam nadzieję, że tym sposobem wykażę, iż posiadam umiejętność w komunikowaniu się z innymi osobami za pośrednictwem współczesnych mediów, a dokładniej przez blog. Wiem, że prosiła Pani, żeby założyć blog wykorzystując aplikację wordpress.com. Jednak uważam, że zakładanie bloga tylko po to, żeby umieścić w nim jeden, ewentualnie tylko trzy wpisy mija się z celem. Dlatego swoje przemyślenia, o które Pani prosi, zamieszczam na blogu, który już prowadzę od dość dawna i liczę na to, że moi stali czytelnicy mi to wybaczą, bowiem blog dotyczy zupełnie innej tematyki. Prowadzę również blog na wodpress'ie jednak znowuż tam, dzisiejszy post zupełnie mi nie pasuje. Tutaj czytelnicy już się spotkali z moimi różnymi uwagami. Czasami odbiegam od tematu. Tam natomiast bardzo mocno trzymam się myśli przewodniej. Tam to znaczy tutaj: http://torfowisko.wordpress.com i oczywiście zapraszam Panią do lektury :)
Przechodzę do sedna.
Do odrobienia pracy domowej zabrałam się w ten sposób, że na początek przemyślałam sprawę, gdzie ten post umieścić, potem napisałam powyższy wstęp, a teraz zabieram się za oglądanie filmów w takiej kolejności, jak umieszczone są linki na Pani stronie.
Spostrzeżenia do filmu nr 1:
Hmmm. Przede wszystkim chciałam przeprosić. Marudziłam przy zadawaniu pracy domowej, ponieważ i tak na brak obowiązków nie narzekam. Jednak ten film, a właściwie słowa, które tam padły trochę mnie poruszyły. W trakcie oglądania zauważyłam, że Ken Robinson odniósł się do kilku rzeczy, które dotyczą mnie bezpośrednio:
- Po pierwsze - do tego co napisałam na samej górze, a mianowicie, że doktorat nie będzie już wystarczał do znalezienia dobrej pracy :)
- Po drugie - do tego, że mówię córce, żeby nie śpiewała, bo nie ma talentu muzycznego. Choć na swoją obronę mam to, że staram się w niej pielęgnować inne talenty, takie jak zdolności sportowe, matematyczne oraz wspaniałe umiejętności intelektualne - kojarzenie wielu faktów (!), także tych politycznych, a córka ma dopiero trzynaście lat. Tego kojarzenia faktów niestety brakuje wielu studentom, których spotykam na uczelni.
- Po trzecie (chyba najbardziej mnie dotknęło) - że nie spotkałam na swojej dziecięcej drodze ludzi, którzy potrafiliby akceptować moje poczynania. Niemniej jednak strasznie nie narzekam, ponieważ szczęśliwie, ciężkie życie nauczyło mnie dbać o siebie samą. I jak widać nie "zmarnowałam się", tak mi się przynajmniej wydaje.
W zasadzie można by to co wyżej uznać za komentarz, ale temat wystąpienia Kena Robinsona dotyczył tak naprawdę czego innego.
Co sądzę o systemie szkolnictwa? W zasadzie zgadzam się z tym stwierdzeniem, zapewne jak większość ludzi oglądających ten film (film był dość sugestywny, gdyż wypowiedź była logiczna i dobrze zaprezentowana), że szkolnictwo jako system, zabija kreatywność. Jednakże uważam, że od reguły są wyjątki. Wydaje mi się, że mało jest nauczycieli kochających ten zawód i naprawę poświęcających się nauczaniu. Na szczęście tacy ludzie są i to są właśnie te wyjątki. Oni widzą w dzieciach radość, spontaniczność i przyszłość. Poświęcają się. Niemniej jednak żałuję, że jest ich tak mało.
Wracając do systemu oświaty, jeśli się zastanowić, to faktycznie system dba o głowę, a nie dba o ciało (nie wliczając w to wychowania fizycznego). Przy okazji odniosę się do żartu: ja osobiście raczej nie mam możliwości, również w sensie czasu, na noszenie swojej głowy na przyjęcia :). Raczej nie można przyjąć tego za pewnik, bo jakby nie patrzeć, to właśnie głowa, nie ciało, odpowiada za kreatywność. Gdyby nie ona, to dzieci nie zareagowałby odpowiednio w sytuacji, gdy pojawia się błąd. Nie potrafiłby z tego wybrnąć. Co prawda z czasem ta spontaniczna umiejętność zanika, a zastępuje je umiejętność wyuczona, czyli też głowa. Osobiście patrząc na proces edukacyjny mojej córki, bardzo ubolewam nad brakiem zajęć pokazującym dzieciom jak można reagować na kolory, jak na muzykę, jak na światło. Jest muzyka, jest plastyka, ale one tylko próbują wyrobić umiejętność śpiewania, czy malowania. Ja ze swoją córką, młodszą niż teraz, siadałam w domu na kanapie i słuchałyśmy muzyki. Trzymałam ją na kolanach, kazałam jej zamykać oczy. Niezależnie od tego czy była to klasyka, piosenki dziecięce, hard rock czy też metal, trzymałam ją za rączki i w trakcie budowania nastroju przez nuty kołysałam ją, ściskałam ręce, wyrzucałam je do góry, przytulałam.... Może dlatego tak bardzo lubi śpiewać?
Uczyłam jej malowania, ale nie kredkami tylko suchymi pastelami. Malowałam jej palce różnymi kolorami i mazałyśmy kartki. Żałuję tylko, że robiłyśmy to tak rzadko, ale może jeszcze to nagonię ..... Ciągle, będąc razem w trasie, spontanicznie zatrzymuję się przy drodze i pokazuję jej, jak piękny jest kolor nieba, jak pięknie prześwieca światło przez liście i jakie daje malunki na drzewach ....
Spostrzeżenia do filmu nr 2:
Komentarz będzie krótki. W pracy muszę się zajmować nauką, więc dążenie do sprawdzania rzeczy niemożliwych nie dziwi mnie wcale. Nie dziwi mnie też, że to co niemożliwe okazuje się możliwe. A już w ogóle nie dziwi mnie to, że dzieci same się edukują. Dzieci są fantastyczne i ich naturalną potrzebą od samego urodzenia jest ciekawość i poznawanie świata. Dzieci mają otwarte umysły i chłoną wiedzę jak gąbka, tylko umiejętnie trzeba ją podać, nawet taką wiedzę bardzo zaawansowaną. Po obejrzeniu tego filmu (i wcześniejszego) mam dwa życzenia, żeby taki system nauczania, skoro daje tak dobre rezultaty objął jak największą ilość dzieci, bo wśród nich są geniusze, i żeby ten system nie zabił w nich kreatywności.
Spostrzeżenia do filmu nr 3:
Cóż, krótko wypowiadając się na temat poprzedniego filmu, myślałam, że przy trzecim się rozwinę. Tutaj mam tylko do powiedzenia (szczerze napiszę): jak dla mnie to zupełnie nic nie warte bzdury. Chociaż proszę nie myśleć, że dystansuję się od przyrody. Wręcz przeciwnie życie w zgodzie z przyrodą i słuchanie jej jest jednym z najważniejszych czynników gwarantujących jak najdłuższe przetrwanie ludzkości.
W związku z tym okazuje się, że teza, że system edukacji wywołuje największe emocje, wypowiedziana w pierwszym filmie, jest prawdą. Na moim przykładzie, na powyższych moich opiniach - ich objętości - widać to doskonale :)
____________
Tym moim poczytywaczom, co wytrwali do końca, oczywiście również Pani Doktor, baaardzooo dziękuję i wyrażam nadzieję, że nie zanudziałam :)
Uznałem, że skoro to z komunikacji społecznej, to komentarze są dozwolone. Inaczej byłby to monolog społeczny.
OdpowiedzUsuńObejrzałem sobie pierwszy z filmów. Wydaje mi się, że oglądałem go już kiedyś, pewnie nawet więcej niż raz.
Myślę, że zapominamy jednak o tym, że szkoły zostały ufundowane do tego, że przekazywać naukę, czyli coś nienaturalnego, do czego większość ludzi nie dojdzie sama. Tam uczy się pewnych abstraktów, które pozwalają zrozumieć rzeczy innymi metodami niż zmysły.
Do edukowania dzieci w innych dziedzinach zawsze była rodzina, społeczeństwo, rówieśnicy. Tam powstaje większość postępu społecznego. Czasem z wykorzystaniem narzędzi naukowych, ale rzadko.
Przykład: komunikacja społeczna. Ostatnio nauka odkryła to i zaczyna badać. Ale to nie znaczy, że tego nie było wcześniej. Było od zawsze, tylko nie miało tylu nazw, konferencji, metodyk badania i porównań. Było w społeczeństwie od zawsze i od zawsze ludzie się tego uczyli lub mieli w tej dziedzinie lepsze lub gorsze predyspozycje.
Nie zgadzam się z tezą, że edukowanie dzieci ma się odbywać w "systemie edukacyjnym". To ma być tylko pomoc w wychowaniu dzieci. A wychowanie dzieci to rola rodziców.
"Niedaleko pada jabłko od jabłoni". To motto nie przestało obowiązywać.
Pozdrawiam
-- Andrzej
Dziękuję za komentarz :) monolog przeszedł w drugą fazę komunikacji - dostałam informację zwrotną :)
UsuńJa te filmy widziałam po raz pierwszy i ten pierwszy nie powiem, ale wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Masz rację z celowością istnienia szkoły, tylko szkoda, że obecnie na szkołę wielu rodziców przerzuca na szkołę wychowanie w całości. Wobec czego szkoła nie przystosowana do kreowania w dzieciach naturalności nie potrafi przekazać tego co powinna zrobić rodzina i najbliższe dzieciom osoby. Może dlatego te różne dywagacje i roztrząsanie problemów o kreatywności itd.?
Szkoła i całe szkolnictwo to proces. Proces oznacza określone czynności i określony, najlepiej mierzalny efekt.
UsuńKreatywność z definicji jest sprzeczna z procesem. Kreatywność będzie więc z definicji w opozycji do procesu czyli szkolnictwa.
Pozdrawiam
-- Andrzej
Hmmm, to jesteśmy niemal tego samego zdania. Że szkoła nie jest przystosowana do nauki kreatywności, wobec czego powstaje problem, nad którym wielkie osobistości łamią sobie głowę :)
Usuńdla mnie najważniejsza jest moja córa i staram się jak umiem podtrzymywać w niej naturalne zdolności.
A tak mi przyszło do głowy, że może Taka teza jest właściwa (tak mi tylko przyszło na myś i wcale to nie oznacza, że się z tym zgadzam - ale to mogą mądre głowy sprawdzić): naturalna kreatywność, bardzo bogata u małych dzieci, jest wartością zatracaną wraz ze wzrostem i rozwojem osobowości, niezależnie od tego czy się ją pielęgnuje czy nie.
dziękuję
To sugeruje tezę, że to nie system edukacji jest winien, tylko raczej system społeczny. Po prostu dziecku już od pierwszych dni życia mówimy, że coś jest be, czegoś nie wolno, to nie wypada, to jest fe, tak trzeba robić, tak robią wszyscy, musisz to robić itd...
UsuńByć może zanim dziecko trafi do kombajnu edukującego, już jest ogołocone z większości kreatywności dla celu dostosowania do żucia w społeczeństwie.
Kusząca teza.
Jak to sprawdzić. Dzikich plemion żyjących w samotniach raczej nie ma zbyt wiele, a w każdym razie nie są zbyt dostępni, więc trzeba wymyślić co innego. Może porównanie dzieci, które zaczynają edukację od maluchów w przedszkolu z dzieciakami które zaczynają edukację od zerówki? Jak statystycznie jest z ich kreatywnością na przestrzeni czasu?
Pozdrawiam
-- Andrzej
albo jeszcze inaczej, że ani system edukacji, ani system społeczny tylko biologia? :))))
UsuńAndrzej, czyli śmiało możemy strać się o dofinansownie badań multidyscyplinarnych :)))))) Takie teraz na topie :))))
tak mi się właśnie wydawało, że się nie zmarnowałaś.
OdpowiedzUsuńI bardzo mnie wzruszyły opisy tego, co robisz i robiłaś z córką. Takie filmowe kadry z przebitkami: kolorowe paluszki, wspólny taniec dwóch gracji wiotkich rudowłosych, unoszących złączone ręce, a następny jak z filmu drogi, zatrzymujesz samochód na poboczu i patrzycie na burzę i tęczę...
kochana jesteś :) łezkę muszę wytrzeć .... :)
Usuńkiedy do mnie przyjedziesz?
To ja się włączę w tę komunikację społeczną też.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, nie zgadzam się ze zdaniem przedmówcy:
"Kreatywność z definicji jest sprzeczna z procesem. Kreatywność będzie więc z definicji w opozycji do procesu czyli szkolnictwa."
Kreatywność jest cechą inteligencji. Indywidualną cechą. Proces to szereg zmian/stanów kolejnych, rozłożonych w czasie, będących z sobą w związku przyczynowo-skutkowym czy teleologicznym. Każdy proces, czy edukacyjny, czy historyczny czy chemiczny...
Nie widzę płaszczyzny do porównywania kreatywności i procesu, więc nie widzę też możliwości postawienia ich we wzajemnej sprzeczności. Ba, rozwój kreatywności TAKŻE jest procesem, jak i rozwój wszelkich ludzkich umiejętności.
Nie zgadzam się także, że "system szkolnictwa nie jest przystosowany do nauki kreatywności" (choć zamiast nauka wolałabym użyć słowa "wspomaganie czy rozwijanie", bo jak wcześniej napisałam, uważam, że to zdolność "dana" i nie można jej nauczyć, tak jak nie można nauczyć śpiewać kogoś bez "danego" mu w pakiecie intelektualnym słuchu muzycznego - vide: Florence Foster Jenkins :D.
( Na poparcie tej tezy drobna obserwacja: dwoje dwulatków siedzi bez zabawek w piasku. Jeden wyje, bo nie ma łopateczki, a drugi pracowicie kopie tunele znalezioną deszczułką. Czy obu im Bozia dała tę samą zdolność twórczego myślenia???)
Wśród wielu umiejętności, które szkoła ma za zadanie rozwijać i kształtować JEST kreatywność, inna kwestia to, że nauczyciel któremu na kreatywności zbywa, nie jest w stanie ( a może nie ma odwagi?) promować jej na swoich lekcjach.
Jeśli chodzi o szkolę problem widzę raczej w FATALNYM POZIOMIE NAUCZANIA NA UCZELNIACH PEDAGOGICZNYCH!!!
Natomiast można i należy tak prowadzić proces edukacyjny, żeby zmuszać do kreatywnego rozwiązywania trudności - i tu ileż pola do popisu nie tylko na przedmiotach artystycznych, ale choćby na matematyce! Byle tylko nauczyciele matematyki kochali matematykę, zamiast umieć ją na poziomie podstawowym... Tak czy inaczej raczej widzę problem w nauczycielach niż w systemie. Nie mogę nie przyznać jednak, że system testów nie preferuje kreatywnych rozwiązań, aczkolwiek czasem takowe dopuszcza :D
c.d.n.
c.d.
OdpowiedzUsuńPo drugie:
rozważając przyczyny zaniku kreatywności wraz z wiekiem, myślę, że nie ma prostych odpowiedzi - z pewnością bez względu na wpływy zewnętrzne czasem owa zdolność wygasa, tak jak - co, jak mi się wydaje, udowodniła już psychologia rozwojowa dzieci i młodzieży - małoletni geniusze w wieku 11-12 lat zostają doganiani przez peleton i już od niego do końca życia nie odstają...
Myślę, że bardzo ważną kwestią poruszoną w filmie 1 był "dorosły" strach przed popełnieniem błędu. To zniechęca do szukania twórczych rozwiązań z pewnością. Myślę, że to często cecha konstrukcji psychicznej, choć częściej wpływy społeczne. Wiedza o świecie dziecka małego jest na tyle niewielka, że często po prostu nie przewiduje błędu,stąd nie ma ograniczeń. Geniuszem, odkrywcą zostaje ten, który ocalił w sobie dziecko, jak pisał Saint-Exupery.
Zresztą faktycznie, jaki dom, taki rozwój dziecka i żadna szkoła domu nie zastąpi.
Dodam jeszcze tylko, że winię też przemysł zabawkarski. Bez żartów! Dzieci już w zabawie niczego nie wymyślają, nie ma rzeczy na niby, nawet bawiąc się w dom, dzieci nie gotują z piasku i trawy, tylko podają plastikowe jajka sadzone i kurczaka z rożna. A zabawy w sklep nie ma, jeśli brak kasy fiskalnej. Ot, co!
Kłamałam, dodam jeszcze coś :DDDD
Szczerze wierzę, że do każdego dziecka należy podchodzić bardzo indywidualnie, bo nie ma dwóch takich samych ludzi na świecie. Tobie udało się rozbuchać talenty plastyczne córci i "nauczyć" kochać muzykę. Ale czasem takie wspieranie bywa też źródłem dziecięcych frustracji - znam historię, gdy absolutnie niezdolni plastycznie rodzice, widząc z jakim zacięciem ich maluch oddaje się takiej twórczości, kupili mu w prezencie pokaźny zestaw profesjonalnych materiałów plastycznych tudzież kilka książek uczących technik. Jakież było ich zdumienie, gdy dzieciak, widząc prezent, rozpłakał się. "Czy ja muszę być geniuszem???" - zapytał i "połamał pędzel" na zawsze.
Morału nie będzie.
Zapytam tylko, czy to, że nie akceptowano twoich poczynań w dzieciństwie nie wpłynęło na to, że uodporniło Cię tak, że nie boisz się błędów i niemożliwego?
Drugi film mnie specjalnie nie zaskoczył. Człowiek uczy się sam i to jest oczywistość. Żadem rodzic i żadem nauczyciel nie nauczy - tę pracę intelektualną każdy wykonuje sam. Rolą dorosłych jest tylko wspomagać, zachęcać, zainteresować, pokazać sposoby uczenia się, ogólnie rzecz biorąc, stworzyć warunki do uczenia SIĘ. i basta.
Na komentarz do trzeciego filmu mój angielski już za słaby, a wspomagających literek nie było :( I tak się rozgadałam :D
Jak zawsze podziwiamy Twoje poczynania. Heh, Nigdy nie masz dość!!!
Uściski
Go z Radkiem zerkającym przez ramię :D
PS.
Pominęłam jedno bardzo celne stwierdzenie z filmu 1, że następuje "inflacja" w nauce. Za dużo Matołów zdaje matury, za dużo Matołów dostaje tytuł magistra, więc i doktoraty się dewaluują. I to jest procesem przerażającym.
Zastrzeliliście mnie tym (i) komentarzem (-ami) :))
UsuńW pewnym sensie rozumiem, co Andrzej miał na myśli pisząc, że kreatywność jest sprzeczna z procesem. Wydaje mi się, że chodziło o taką spontaniczną kreatywność, taką naturalną, wrodzoną. A proces rozumiał jako coś co powoduje jakieś kształtowanie pewnych cech. Skoro kreatywność jest wrodzona, a efekt procesu nabyty, to pewnie dlatego wzięło się to stwierdzenie. Tyle, że najlepiej, jak sam Andrzej to potwierdzi.
Moim zdaniem wbrew pozorom mówicie, a raczej piszecie o tym samym :) tylko innymi słowami. Bo to że u Was z tego powodu, że jedno jest intuicyjne a drugie nabyte, powoduje, że nie ma wspólnej płaszczyzny do porównania, to dla Andrzeja było w sprzeczności ze sobą :)))) Jak dla mnie jest to w zasadzie podobne podejście :)) Przy czym proszę pamiętać, że do filozofii i do polemik lingwistycznych to mi daleko :)) Nie zawsze wypowiem i wypiszę słowa dokładnie tak, jak mam na myśli :) Jam techniczna - zdecydowanie :))))))
Trzeci film ma transkrypcję polską :) na dole na szarym pasku, po prawej stronie, powinien być przycisk do rozwijania menu z wyborem języka :)
Że niby nie mam dość? Właśnie dlatego podjęłam kolejne studia podyplomowe, że może wreszcie ułoży się tak, że będę miała spokój :)))
"jedno jest intuicyjne a drugie nabyte,"
OdpowiedzUsuńDla mnie kreatywność jest jedna, a w wyniku oddziaływań można ją rozwinąć lub zgasić. To rodzaj talentu, predyspozycji umysłowej. Nie każdy to ma...
Dlatego wydało mi się to porównywaniem temperatury wrzenia wody z kątem prostym - jak mawia mój Tato :DDD
No widzisz, jesteś techniczna - a nie każdy może być. To też predyspozycja Twojego intelektu, której w procesie edukacyjnym nikt nie utrącił. I jesteś kreatywna. Jeśli ktoś nie jest twórczy w myśleniu, to w szkole nikt go tego nie nauczy, bo się nie da. Taki ktoś nauczy się przy dobrych pedagogach kilku schematów radzenia sobie z rozwiązywaniem problemów i tyle. A z matematyki być może będzie miał pięć, ale nie rozwiąże zadania "na skróty".
Widzę problem w tym, że nie wywala się nauczycieli, którzy wszelakich "skrótów się boją :DDDD Natomiast kształcenie kreatywności jest w zapisach każdej podstawy programowej, więc bronię "systemu", bo nie on wg mnie winny.
Wydaje mi się więc, że się z Wami nie zgadzam, ale róznić się przecież można zupełnie sympatycznie :DDD
Dobrej nocki
Zawsze rozmowy nawet polemiczne, a takie sympatyczne, jak te, to już na pewno są bardzo rozwijające :)) Dlatego bardzo gorąco dziękuję za włącznie się do dyskusji :)))
UsuńTemat jest długi jak rzeka i rozbudowany niczym Amazonka :)))
bo jest i problem kreatywności i pewnych nauczycieli, systemu, rozporządzeń, a nade wszystko, jak sądzę, pieniędzy :)))
Uściski na dzień dobry przesyłam :)