|| tyci domek z podcieniem || pod lublinem || obiecany || przykład ręcznej roboty || ozdoby nie oszałamiają || zupełnie niepodobne do szczebrzeszyńskich || te są urocze || jak dla mnie ||
|| a tak po cichu || dalej męczę deski w szopie :) ||
Aneto, bardziej podobają mi się te, od przeładowanych szczebrzeszyńskich. Wierzyć się nie chce, że to drewno, a nie jakaś metaloplastyka, no i dla mnie majstersztyk - sama wiesz, jak łatwo taką cieniznę wzdłuż słoju odszczypać, nawet przez lekkie stuknięcie. Jak jedziemy bezdrożami na Pogórze, mijamy starą chatkę z gankiem, takim otwartym jak tu, siedzi na stołeczku babcia-staruszka, wokół wylegują się koty, 3-4, czarne jak smoła, a jak nie ma babci, to one same śpią na tych barierkach, łapy, ogony wiszą. Babcia chyba samiuteńka. Nie ubij sobie palca przy robocie, pozdrawiam serdecznie.
Mario, to w drewnie lubię: żyje, coś się skręci, coś pęknie, coś odszczypie, a jak się znudzi lub zestarzeje to kołatki zjedzą :) Szkoda, że życie się tak czasem układa, że niektóre babcie są samotne. Postaram się palce mieć dalej w całości :)
Ehhhhhhhhhhhhhhhh, moje marzenia i tęsknoty krwawiącego serca w znienawidzonym blokowisku(choć na własny kąt nie powinno się mówić źle, bo to złe wibracje wnosi)
Witaj Gocha! W blokowisku też może być miło, a Twoje ręcznie robione dzieła to potwierdzają:) Mam przyjaciół, którzy za nic w świecie nie przeprowadzą się na wieś. Mówią, że im w zupełności wystarczy, jak przyjadą do mnie na ognisko, na dobre ciasto drożdżowe, zobaczą bale, popatrzą sobie na to co się u mnie dzieje:)) Pozdrawiam cieplutko
Najważniejsze, że dla Ciebie są urocze. Ale mnie też sie podobają. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMecz te deski, mecz. Czekam na efekt:)))
OdpowiedzUsuńA właśnie, że oszałamiają - prostotą i smakiem. Subtelne.
OdpowiedzUsuńPzdr.
Giga, jestem nimi zachwycona, może też kiedyś gdzieś zrobię podobny podcień :) Może z innym wzorem...?
OdpowiedzUsuńAtaner, oj męczę... :))) Wiertła mi się palą, muszę je przeostrzyć :)
Go i Rado - właśnie...
Aneto, bardziej podobają mi się te, od przeładowanych szczebrzeszyńskich. Wierzyć się nie chce, że to drewno, a nie jakaś metaloplastyka, no i dla mnie majstersztyk - sama wiesz, jak łatwo taką cieniznę wzdłuż słoju odszczypać, nawet przez lekkie stuknięcie. Jak jedziemy bezdrożami na Pogórze, mijamy starą chatkę z gankiem, takim otwartym jak tu, siedzi na stołeczku babcia-staruszka, wokół wylegują się koty, 3-4, czarne jak smoła, a jak nie ma babci, to one same śpią na tych barierkach, łapy, ogony wiszą. Babcia chyba samiuteńka. Nie ubij sobie palca przy robocie, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMario, to w drewnie lubię: żyje, coś się skręci, coś pęknie, coś odszczypie, a jak się znudzi lub zestarzeje to kołatki zjedzą :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że życie się tak czasem układa, że niektóre babcie są samotne.
Postaram się palce mieć dalej w całości :)
Jestem zachwycona podcieniami... Bardzo polski klimat!
OdpowiedzUsuńWitaj Natalinka, cieszę się, że tutaj zajrzałaś. Zapraszam ponownie.
OdpowiedzUsuńEhhhhhhhhhhhhhhhh, moje marzenia i tęsknoty krwawiącego serca w znienawidzonym blokowisku(choć na własny kąt nie powinno się mówić źle, bo to złe wibracje wnosi)
OdpowiedzUsuńWitaj Gocha! W blokowisku też może być miło, a Twoje ręcznie robione dzieła to potwierdzają:) Mam przyjaciół, którzy za nic w świecie nie przeprowadzą się na wieś. Mówią, że im w zupełności wystarczy, jak przyjadą do mnie na ognisko, na dobre ciasto drożdżowe, zobaczą bale, popatrzą sobie na to co się u mnie dzieje:)) Pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuń